sobota, 24 listopada 2018

"Lwów nie oddamy" na Festiwalu Nowego Teatru

Przedstawienie, które odbyło się w piątek wieczorem w ramach Festiwalu Nowego Teatru w Teatrze im. W. Siemaszkowej prowokuje do myślenia i dyskusji na temat relacji polsko - ukraińskich. Aktorzy Teatru im. W. Siemaszkowej z gościnnym występem Oksany z Ukrainy pod dyrekcją Katarzyny Szyngiery w bardzo obrazowy sposób przedstawili tendencje myślowe Polaków i Ukraińców w formie reportażu. Jedna z głównych bohaterek pochodzenia ukraińskiego przyjechała pracować do Polski. Ma tu nadzieję na świetlaną i lepszą przyszłość, chociaż zdaje sobie sprawę z trudności jakie ją czekają. Ma świadomość, że wspólna historia, która poróżniła obydwa narody wyryła niekończące się waśnie. Jest dziewczyną butną potrafiącą wprost i szczerze wyrazić swoje uczucia- Ukrainiec śmierdzi, więc nadaje się tylko do sprzątania brudów - krzyczy. Wyraża to co czuje i jak jest jej źle z "łatką" przypiętą dzięki przeszłości. Finalnie jeden z bohaterów nawołuje do zatarcia w pamięci trudnej przeszłości, zapomnienia, wyrzucenia swoich problemów i pojednania. Przecież mamy też za sobą wspólną piękną historię, kiedy to Ukraina należała do Rzeczpospolitej. 

Po spektaklu odbyło się spotkanie z twórcami: Katarzyną Szyngierą, Marcinem Napiórkowskim i Mirosławem Wlekłym oraz aktorami. Spotkanie poprowadził dziennikarz Tomasz Domagała. Z relacji zza kulis okazuje się, że przeszłość historyczna miała także wpływ na relacje pomiędzy aktorami. Oksana Czerkaszyna z Charkowa grająca Ukrainkę była przeciwna pokazywaniu w spektaklu strony propolskiej. Zagroziła, ze nie będzie grać! Z kolei obsada Polaków nalegała na ukazanie ludobójstwa Ukraińców na Polakach i ich "ciemnej strony". Koniec końców próby i przygotowanie historyczne aktorów dały niesamowity efekt. Dagny Cipora zaznaczyła, że przygotowanie polegało między innymi na odwiedzaniu historycznych miejsc, w tym cmentarzy. Reżyser mająca korzenie ukraińskie dążyła do pokazania obydwu stron w sposób obiektywny. Mimo to spektakl wywołuje emocje i dyskomfort zarówno u polskich jak i ukraińskich widzów. Wywołuje też śmiech, co oznacza, że śmiejemy się z samych siebie. Jak wspomniał jeden z aktorów Robert Żurek na początku był zaskoczony śmiechem publiczności na tak poważny temat. Wynika to z tego, że przywołujemy historię sloganami stwarzając problemy w relacjach z ludźmi, którzy nie mają z nią nic wspólnego. Odpowiedź na pytanie o przyszłość jest prosta:  znajdźmy prawdę historyczną, przyznajmy się do błędu i żyjmy dalej w zgodzie. Dotyczy to obydwu stron. zarówno polskiej jak i ukraińskiej.
























Kinga Kuźniar



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.